Strona:Władysław Orkan - Nowele.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

karni, widać kobietę, która przykłada na „nolepę“ drew do ognia, to znów przystawia garnek z kapustą i odczerpuje warzechą wodę z żeleźniaka, napełnionego drobnemi ziemniakami.
Kobieta może mieć lat trzydzieści... Twarz szczupła, regularna i dwa czarne, długie warkocze, wysuwające się z pod kraciastej chusteczki, miłe czynią wrażenie, gdy się na nią spojrzeć. Ubrana w „katankę“ i czarną z białemi kropkami spódnicę, wdzięcznie się zwija koło „nolepy“; wiotka i smukła, jak habina, gdy się przechyla ku garnkom.
Przez zadymione okna słonko prościutko pada na dzieci, bawiące się na środku izby, i pozłaca promieniami jasne kędziorki dwojga maleństw.
— Helu!... — ozwała się kobieta od „nolepy“ — nie strugoj patyka, bo sie okalicys, abo sobie drzyzgę wbijes do paluska. Lepi idź, zawołaj taty na obiad, bo juz połednie... No, Helu, słuchos, co ci mówię?...
Jasnowłosa Hela poskoczyła żywo do drzwi otwartych na oścież i wybiegła sienią do pola... Młodszy braciszek począł figlować z kotem, a matka klękła przy „nolepie“ i mówiła „Anioł Pański“, poglądając do garnków, czy który nie „skipi“...
Odmówiwszy modlitwę, wstała i postawiła ławkę na środku izby. Następnie wyjęła miskę z za półki i odcedziwszy ziemniaki, wysypała na