mogą i wzruszeniem drżeć i głodem... Bóg to raczy wiedzieć.
W sieni, za plecami dziada, stanęła kobieta.
— A, to wy tatusiu!...
— Jo... dziecko... jo... — rzekł starzec drżącym, słabym głosem i zwrócił głowę ku niej, a widząc, że stoi z cebrzykiem i nie może przejść koło niego do izby „zgrotał się“[1] powoli i powlókł ku ławie pod okno... Kobieta weszła, postawiła cebrzyk w kącie.
— Chce sie wom jeść, tatusiu?... — spytała pieszczotliwie, całując dziada w rękę.
— E nie, Nastuś... nie... ino tu boli... — wskazał ręką na piersi — tu, tak dusno...
— O lo Boga!... — lamentowała kobieta — trza przecie co radzić...
— E, nie trza... nie... nic nie pomoze... — Łzy zaświeciły mu w oczach i stoczyły się powoli, jak ziarnka, po zaschłej twarzy.
— Przecię moze jesce nie tak źle... — mówiła Nastka przez łzy.
— O nie... nie... — wyjęczał stary i objął łagodnie głowę synowej.
— Tatusiu, moze sie połozycie?... Pościelę wom w izdebce...
— Dobrze, dobrze, dzicię... — Wzięła starego pod rękę i przeprowadziła do izdebki.
- ↑ Zgrotać się = zgramolić się (zebrać się powoli).