Ta strona została uwierzytelniona.
przerażone oczy dwóch rogaczów, które przestrach na moment znieruchomił — poczem zabrały się i oglądając się na boki z trwogą, łukami pomknęły w tajgę. Jeszcze rogi ich wybłyskujące z drzewiny niższej widać było.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Słońce już było wysoko, mgła się rozpyliła i wsiąkła w błękit, gdy Wacław opuścił dolinę.
Idąc zpowrotem do chaty Jana, czuł z dziwnie tkliwą radością narodzone w piersi nowe życie. Jak perta — błyszczała na liściu przed oczyma serca jego łza, spadła z żalu za życiem z ciemnego oka umierającego kozła.