Tyle w tobie słodyczy, tyle rumianości.
Jesteś, jak jabłko dojrzałe,
Które upadło w trawę z drzewa wiadomości,
Pełne dosytu, znużone upałem.
Tyle w tobie spokoju i tyle uśmiechów:
Nie dbasz o rzeczy ziemskie, a znasz boskie rzeczy,
Objawiono ci prawa, dano klucz do grzechu,
Chore dusze oddano twej pieczy.
Ty wierzysz, że nic niema poza niebem — piekłem,
Że są gwiazdy, by było pięknie,
Że bóg kołysze fale oceanu wściekłe,
Niema śmierci. Kogóż się ulękniesz?
— Błogosławieni cisi. — I ty jesteś cichy.
Lecz szept twój jak krzyk sowy przez noc świata pędzi,
Nie posiędziesz winnicy pracowniku lichy.
Wszakże: kto się wywyższa, ten poniżon będzie.
Tylko ja nie znam prawdy, a w twoją nie wierzę.
I nie znam tajemnicy człowieka ni gwiazd.
We dnie w przydrożnym rowie umęczony leżę,
Nocą szczury wypędzam z miast.