Materja nie zna litości i my nie znamy litości,
Jesteśmy beznamiętni, jak linja prosta prości.
Wżeramy się w tajemnicę, w złudzeniach tkwiący jak krety,
Jutro do gwiazd sięgniemy i do najdalszej mety.
Ze szklanym chłodem ważymy potęgi, które nas chwycą:
Przerażającą wieczność i obojętną nicość.
Poznaliśmy prądy kosmiczne i zarzucimy obrożę,
Na dygocącą ziemię, na wicher huczący i morze.
Skuwamy ziemię wydartym z jej wnętrza żelazem, betonem,
Mierzymy niedostrzegalne i widzialne, a niezmierzone.
Znamy energję, płonącą w napiętem męką ścięgnie,
Nie wiemy tylko, kto białą ręką po serce sięgnie.
Nie wiemy tylko, czy prawda, jak wszystko niszczący wicher
Nie zmiecie nas spiętrzonych fal nagłym rozkołychem,
I czy schylonym nad źródłem, którego rozum łaknie,
Przed słupem jasności małych i ludzkich serc nie zbraknie