Błyskawica!
W źrenicach jasny cios pioruna.
Oślepiający błysk zasłonił świat,
Grzmot potoczył pienistą prosto w serce krew.
Zakłębił się lawiną, w mózgu wściekły śpiew!
Powódź wiosenna!
Prysła tama rozumowań!
Urwisty brzeg podmywa szalejący prąd.
W wirowiskach kołuje wzdętej fali mąt.
Orkan burzy rozwalił nerwów zwarty mur.
Pędzi krew.
Strzeliły reflektory mocy z pod brwi chmur.
Serce spęczniało winem krwi opite.
Strzeż się! Bo krew je rozsadzi — jak granat!
Krew jest pijana!
Wicher potęgę woli przygiął, jak pnie drzew.
Nie jesteś panem siebie. Pan twój gniew!
Uśmiech... i orkan przewalił się, przepadł.
W oczach — na liściach mokrych błyszczy ciche słońce,
Ciężkie krople dżdżu kapią, krople łzy gorące.
Serce, obmyte burzą, przejasne i czyste,
Na ustach uśmiech cichy, tajny, jak zagadka...
Klęknij i całuj ziemię! Jest dobra, jak matka.