Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.
— 105 —

— Nie przyjdzie, jest na innej próbie...
— Garricku! zamarkujesz pan za niego.

„O tu mi był Eden,
„Oczy twe były dla mnie gwiazdami zbawienia,
„Hymnem...“

— Mój drogi, nie blaguj. Udajesz, że się uczysz roli, a sypiesz się na scenie jak zwierzę — wołał dyrektor w kulisy do grającego rolę Zbigniewa, który swoją obecność i pracowitość w ten sposób manifestował...
Rozpoczęto próbę. Kuleli, sypali się, wracali do scen niektórych po dwa razy, ale powoli, powoli, rozgrzewało ich to arcydzieło dramatyczne. Przycichało w sali, uciszono się w kulisach, nie było słychać rozmów, przycinków, szyderstw, kawałów. Nawet ci, którzy w tej sztuce nie grali, słuchali jej z pewnem skupieniem ducha. Genjusz jasnemi skrzydłami poezji zwyciężył ich codzienność — i panował chwilę.
I Franek w trzecim akcie się zjawił. Usiadł w kącie przy proscenjum i patrzył. Był, jak zwykle, apatyczny, zimny; twarz miał bezmyślną, a oczy martwe. Tylko usta miał ułożone do jakiegoś wewnętrznego uśmiechu, pochylał nieznacznie głowę — można było przysiąc, że w takt wierszy, mówionych na scenie. Nawet Wstawka, wyuzdany cynik i szopkarz pierwszorzędny, nie mógł się oprzeć, aby nie powtarzać za mówiącymi kilku wierszy.