— Wynoś się z tem! — zawołał jeden, a widząc, że Franek stoi, nie wiedząc, co robić, pochwycił szklankę i rzucił ją w okno. Wyleciała razem z szybą.
— Franek, pić! — wołała żałośnie.
Czuła się coraz więcej pijaną. Duszne, przepełnione wyziewami kwiatów, powietrze mieszkania przytłaczało.
— Królowo! zachwycająca Azo! będziemy pić w tej chwili, wypijemy bruderschaft i wyniesiemy się.
— Franek, pić!
— Słuchaj, Bronek, skoczno do kupca, jeszcze chyba nie zdążył zamknąć, przynieś porcję.
— Pić! dobranoc, panowie, idę spać!
— Wielbiciel twój, pani, pomoże ci się rozebrać.
— Obejdzie się!
— Zdejmę z prawdziwem namaszczeniem suknię.
— Zaraz! uhum!
— Spódniczkę z zachwytem.
— No?
— Pończoszki z błogością, ot! te, — i nachylił się, ujmując w dłoń stopę.
— Świnia, precz! — szarpnęła nogą, że mu tylko pantofelek został w ręku.
— Panowie, uwaga! Jest picie. O!
I posłany wyładowywał z kieszeni kilka butelek.
Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.
— 126 —