Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.
— 137 —

— Dlaczego? — ha! ha! boś głupi, kapitalnie, operetkowo głupi!... — i śmiała się, jak warjatka. Jeszcze coś podobnego nie spotkało jej w życiu. Nic! to jest znakomite, nie do uwierzenia! — wołała, taczając się po łóżku w paroksyzmie śmiechu serdecznego.
Dzień potoczył się zwykłą koleją. Franek zadawał sobie kilka razy pytanie: dlaczego nazwała go głupim?
— Czy dlatego, że nie skorzystał ze sposobności?...
Przed wieczorem spotkał się ze Zmarźlakiem i opowiedział mu szczegółowo całą scenę.
Słuchacz zmierzył go pogardliwem spojrzeniem, pokręcił swój daszek, jak nazywał wąsy, splunął ze złością i szepnął gniewnie a drwiąco do ucha:
— Trzeba być ostatnim głupcem... Uważasz!
— Mam cię w... zanadrzu, słyszysz! Cóżto? ja świnia jestem, żebym się kładł w pierwszym lepszym rynsztoku, czy co? — i odszedł śpiesznie.
Och, znał on wybornie boginie teatralnego Olimpu i przy swojem nierozwinięciu, a co za tem idzie, braku zmysłu moralnego, czuł do nich wstręt fizyczny poprostu, a nieprzezwyciężony. To też gniewało go to niezmiernie, że go nazywają głupcem — i za co jeszcze?!
— Ścierwy, psiakrew, że te małpy z miasta ciekają, się za niemi, jak psy, to myślą, że każdy