„Bagaż, przybory do choinek № 1247, przywieziono № 112. Zatrzymać i odesłać“ — wołał znowu aparat. Stanisław czytał, zapisywał, odpowiadał, ale czuł w mózgu coraz boleśniej, że nie ma dokąd jechać — i myślał z goryczą, że wszyscy się jednoczą dzisiaj, że tyle serc czerpie szczęście w tym dniu z ognisk rodzinnych, tylko on jeden jest sam, zupełnie sam, poza obrębem radości i wesela tego dnia uroczystego.
„Co jest wagonów osobowych, przyłączyć do pociągu № 7“ — krzyczał znowu telegraf.
— Dopiero tam tłok! Na święta jadą wszyscy — myślał z jakąś cichą zazdrością, ale znowu aparat stukać zaczął: — „Mamusiu! koni moc, przyjeżdżamy popołudniowym całą bandą. Hela, ciasta, sprawunki z nami — Władek“. Przepisał ten telegram i zaraz go przez umyślnego wysłał. Cicho się zrobiło w kancelarji, tylko zegar cykał monotonne: tik, tak! tik, tak!
— Mamusiu, mamusiu! — powtarzał z pewną lubością Stanisław, a w duszy jakby mu się naprężała struna jakiegoś żalu i drgała słabo, ale boleśnie...
Wpadł telegrafista, twarz miał rozpromienioną radością, opowiadał mu prędko o swoich i zabrał się do roboty. Kubicki usiadł znowu na szezlągu i milczał.
— Osobowy wyszedł — rzucił telegrafista.
Kubicki ostemplował sobie w kasie bilety i poszedł na peron.
Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.
— 174 —