— Boli, jak każde rozgryzanie serca, ale to przejdzie zupełnie.
— Jest jeszcze coś, co więcej boli. Cobyś zrobił przyjacielowi, okradającemu cię z najdroższej rzeczy? — zapytał nagle Antoni, przystając i topiąc w jego oczach swoje zielonkowate źrenice.
— Nic nie mam droższego nad ziemię.
— Są rzeczy, których się nie odzyskuje nigdy.
— Szczęście, wiem.
— A których zabranie drugim jest zbrodnią nie mniejszą.
— Najczęściej szaleństwem, za które srogo się pokutuje później samemu.
— Wiem o tem.
— A byłeś w mocy tego nie zrobić?
— Nie walczyłem z sobą, bo zresztą nie chciałem; znalazłem szczęście i zabrałem; nie obchodziło mnie wtedy, że kogoś i siebie przez to unieszczęśliwię; sądziłem zresztą, że mam prawo do niego.
— I byłeś zupełnie szczęśliwy?
— Byłem.
— Więc ci powinno starczyć na życie całe wspomnień o tem szczęściu.
— Wystarczy, ale i zgryzot starczy na wieczność.
— Zgryzoty! skądże?
Na to nie odpowiedział, a potem mówił:
— Więc nie można być szczęśliwym osobiście, żeby jednocześnie nie unieszczęśliwiać drugich?
Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.
— 25 —