niszczeje; żal, jak mi żal, każdej chęci i marzenia nieziszczonego.
— Dziękuję ci, przyjacielu... choć ty jeden! Ona znała cię i szanowała głęboko.
— Biedna dusza. Nie potępiałem jej nigdy, bo za bardzo rozumiałem.
— Widywałeś ją często przez te dwa lata?
— Co tydzień bywaliśmy z siostrą u nich. Nie wspominała nigdy o tem, alem widział, co cierpi, i opowiadałem jej każdy twój list do mnie, każdy szczegół twojego życia; widziałem, że temi okruchami tylko żyła. W czerwcu, na moje imieniny, przyjechali oboje do nas; było dosyć osób, ale obserwowałem ją, bo była tak dziwnie roztargnioną i smutną, że mi jej niezmiernie żal było. Mówiłem jej długo o tobie. Słuchała chciwie, a potem zapytała tak cicho, że ledwie dosłyszałem:
— „Czy on bardzo cierpi? czy nie przyjedzie?“
Dałem jej za odpowiedź list twój ostatni. Schowała go i wkrótce odjechała do domu. Potem coś w kilka tygodni przysłała po mnie. Przeraziłem się jej bladością i gorączkowym blaskiem oczu. Byliśmy sami, a pomimo to, długo nic nie mówiliśmy.
— Powiedz mu pan, że ja także cierpię, że umieram z tego, ale inaczej być nie może i nie będzie! — powiedziała mi wreszcie i rozpłakała się głęboko. Mówiliśmy znów długo. Poznałem wtedy do dna tę duszę, jedną z najczystszych, jedną
Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/34
Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —