— Słuchajcie! Słuchajcie!
— Wnoszę zdrowie rozkoszy, upojenia, życia i miłości!
— Wiwat rozkosz!
— Piję na śmierć bólów, tęsknot, trosk; na śmierć śmierci, na śmierć wszystkiego co nie jest rozkoszą. Używajmy! w tem mądrość.
— Wiwat! Używajmy! — krzyczano, i nowa fala wina, śmiechów, uścisków lubieżnych i gwaru bezprzytomnego zalała wszystkich.
Jerzy siedział, jakby nie słysząc, tylko całemu chaosowi bachanalji odpowiadał jakimś tępym, bezmyślnym uśmiechem. Nie przedzierały się te krzyki głębiej do jego świadomości, tylko obijały się o niego i wracały do źródła. Miał świadomość tylko zewnętrzną. Naraz oczy zaczęły mu się zwężać i przygasłe źrenice strzeliły złym, zielonkowatym płomieniem, ogarnął niem towarzystwo i powstał. Tak wszyscy byli zajęci sobą, że nie zwrócono uwagi, więc jakąś butelką zaczął bić w stół.
Wtedy dopiero uciszono się. Odsunął jedną z kobiet, co mu zwisała u ramienia, nalał w kryształową czarkę wina i podnosząc ją, rzekł spokojnie:
— Trzodo ludzka! piję za twoje istnienie i pragnę, aby cię los tłukł kołem i łamał w męce istnienia dotąd — aż przez ból staniesz się poznaniem.
— Rolla! Romantyk! Schyłkowiec — mruczał ten siedzący na stole.
— Trzodo ludzka! gdybyś miała jedną twarz — plunąłbym ci w nią ze wstrętem.
Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.
— 66 —