kawał swoim najserdeczniejszym i pozbawię ich widowiska, nie dam im żeru.
To dziecinne zadowolenie wywlokło mu uśmiech na usta.
Szybko się rozpatrzył w rozkładach pociągów i już miał wyjść, gdy go doszedł z dalszych pokojów głos:
— Jerzy!
Drgnął i wstrzymał się, nie wiedząc narazie, co począć, ale zawrócił i z kapeluszem w ręku wszedł do słabo rozświetlonego pokoju matki.
— Dawnoś wrócił? siądź przy mnie.
Jeszcze nie odpowiedział, gdy matka znów pytała:
— Mizernie wyglądasz, pobladłeś, możeś słaby?
Usiadł przy łóżku na niskim foteliku.
— Nie, mamo, to tylko światło zielone rzuca taki refleks przykry.
— To zdejm abażur.
Podniósł się, ale natychmiast opadł z jakimś posępnym grymasem.
— Razi mnie, tak lepiej — i ukrył część twarzy w cieniu kotary.
— Byłeś u Toli wieczorem?
— Byłem.
— To dobra, złota dziewczyna i kocha cię ogromnie.
— Mówiła mi o tem — rzekł cicho i z trwogą patrzał w twarz matki.
Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.
— 78 —