Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

niego niezmiernie serdeczni, ale on wciąż trzymał się opornie, zbywając krótkiemi, chłodnemi odpowiedziami. Czuł się tak dalekim i obcym wszystkich spraw poruszanych i nawet ich samych, że znużony spojrzał na zegarek, ale jej oczy strzeliły taką niemą i rozpaloną prośbą, iż pozostał jeszcze, próbując zainteresować się nimi i pokryć nudę, jaka go ogarniała coraz uporczywiej.
Naraz Henryk ze szlachecką otwartością zapytał:
— Powiedz nam szczerze, dlaczego wyjechałeś z kraju?
Był na to przygotowany, bo odparł z uśmiechem:
— Miałem już dosyć Polski, chciałem się poczuć Europejczykiem!
— U nas mówiono o tem inaczej, zupełnie inaczej...
Rozdrażnił się jego głupim, domyślnikowym uśmiechem.
— Jakże mówiono? To może być ciekawe.
— Przedewszystkiem podejrzewano cię o nieszczęśliwą miłość! Wielu znowu dowodziło, że wypędził cię z kraju jakiś pojedynek amerykański. Ale byli i tacy, którzy przypuszczali bardziej skandaliczne powody...
— Morderstwo lub kradzież! Poznaję w tem lotność moich kochanych kolegów literackich.
— Coś w tym rodzaju, głównie jednak mówiono o samobójstwie z powodu zawodu w miłości.