— Najgłupszy powód, ale zato romantyczny. U nas bardzo chętnie tłumaczą sobie podobne sprawy miłością lub łajdactwem.
— Bo tak przeważnie bywa.
— Bywa, nie przeczę, ale bywa i wiele innych przyczyn. Mogą być powody tysiąc razy głębsze i ważniejsze.
Ada odwróciła się nieco, rumieniec krwawą łuną oblał jej twarz.
— Ludzie wolą sobie tłumaczyć tem, co najłatwiej rozumieją.
— Słusznie. Gdybym był powiedział: wyjeżdżam, bo mi się znudziło życie między wami, niktby mi nie uwierzył. Za proste.
— I miałby rację!
— A jeślibym cię upewniał, że tylko taki powód był mojego wyjazdu?
— Uwierzyłbym, oczywiście, musiałbym uwierzyć, ale — —
— Cóż znaczy powód wobec samego faktu? — odezwała się Ada.
— Fakt był ważny, nie przeczę, ale tylko dla mnie jednego! — rzucił niechętnie, lecz, widząc jej twarz nagle schmurzoną, zaczął żartobliwie: — Musicie mi kiedyś opowiedzieć wszystkie plotki, jakie krążyły po mojem zniknięciu! No, i jak mnie tam żałowano? Smutek musiał być powszechny, nieutulony żal i głęboka żałoba!
— Żartujesz, a corocznie twoi wielbiciele zamawiają żałobne nabożeństwo za twoją duszę.
Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/212
Ta strona została uwierzytelniona.