codziennych. Żona dla prawdziwego artysty jest złym, niszczącym demonem, jest jego wampirem.
— Więc z rozmysłem skazałaś mnie na cierpienia?
— Tak, ale poświęciłam także swoje życie, i z mojej to męki wyrosły ci orle skrzydła, z moich pragnień powstałeś i z moich łez...
— Któż ty jesteś, kto? — przejęła go nagle jakaś zabobonna trwoga.
— Kocham cię! — szepnęła, ogarniając go cichemi oczami.
Milczeli dosyć długo, przechodząc niezliczone sale, zapełnione cudami wszystkich czasów i ludów. Ada miała na ustach jakby gorzkawy wyraz rezygnacji, a on przypatrywał się jej z coraz gorętszą i serdeczniejszą uwagą, aż wkońcu powiedział smutnie:
— Cóż ja ci mogę dzisiaj dać za taką miłość!
— Wrócisz do kraju, niczego więcej nie pragnę. Będę tam szczęśliwa, że cię wróciłam ojczyźnie i literaturze, alboż to mało?
— Czy ja potrafię żyć tam, jak dawniej?
— Przecież umarło, co było dla ciebie złem, a nowe, twórcze życie czeka na ciebie z otwartemi ramionami. Twoje miejsce niezajęte. Staniesz znowu na czele i poprowadzisz ludzi swoim wielkim, bohaterskim szlakiem! A tylko czasem przyjedziesz do swojej córki i do swojej siostrzanej kochanki! Nic więcej dla siebie nie żądam, nic! — dodała ciszej i nieco smutnie.
Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.