Nie mógł już odpowiedzieć, gdyż pozostał sam w przedsionku. Ada wchodziła na białe, marmurowe schody, pochwycił tylko jej ostatnie spojrzenia, co jak upajający okwiat spłynęły na niego, nim utonął w gwarze ulicy i mgłach. Był zgorączkowany tem wszystkiem, a ostatnie jej słowa nasypały mu w serce takiego żaru, że rozpłomieniał się przedziwnie szczęsną radością.
— A wszystko razem jest nie do uwierzenia! — myślał — jakby rozdział nienapisanego jeszcze romansu! Przeżyty, a zgoła nieprawdopodobny! — szeptał, trzeźwiejąc nieco na jakimś zbiegu ulic, tak zatłoczonym wezbraną i spiętrzoną rzeką pojazdów, że zdało się niepodobieństwem przejść na drugą stronę. Przeszedł jednak pod białą pałeczką polismena, na której skinienie cały ten potok, straszliwie rwący, skamieniał w miejscu i rozstąpił się.
— Jak samo życie! — snuł dalej, przystając tu i owdzie przed wystawami sklepów i nie wiedząc, na co patrzy, tak był pełen rozpamiętywań
Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/235
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VIII.