Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

— Myślałam też, że pan mnie objaśni... — napierała.
— Ja? Cóż za przypuszczenie! Znam miss Daisy mniej, niźli ktokolwiek w pensjonacie! — lecz spostrzegłszy w twarzach niedowierzanie i jakiś nieprzyjemny wyraz ciekawości, żarliwiej, aniżeli tego pragnął, przekonywał, jako nic nie wie o miss Daisy.
— W takim razie wie tylko Bagh! — mruknął Mr. Smith poważnie.
— Niepodobna się tylko od niej dowiedzieć! A szkoda! — wyrzekł ironicznie, powstając do wyjścia.
— My nie możemy, ale pan, gdyby tylko chciał...
Zaśmiał się, rozbawiony jego uroczystym głosem i twarzą.
— Przyprowadzę ją, niechaj sama powie...
Mr. Smith rzucił się jak tygrys na drzwi, damy pozrywały się z krzykiem, a Mrs. Tracy, śmiertelnie pobladła, jęknęła mdlejącym głosem.
— Litości! Pomrzemy z przerażenia! — I żegnały się gorączkowo.
— Więc istotnie państwo przypuszczali, że mogę sprowadzić Bagh? — pytał, zmieszany ich przerażeniem, ale damy milczały, nie mogąc się jeszcze uspokoić, tylko Mr. Smith wybełkotał prosząco:
— Błagam o niewymawianie nawet jej imienia.
— Czyżby się w niej inkarnował Bafomet?...