Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

Mr. Smith aż się zatoczył na ścianę i, błyskawicznie sięgnąwszy do kieszeni po sól, obsypywał się skwapliwie.
Zenon stłumił w sobie śmiech i, przeprosiwszy go za żart, zmierzał do wyjścia.
— Mam wielką prośbę do pana! — wstrzymał go piskliwy głos.
Stanął przy drzwiach, pokrywając uprzejmością znudzenie, jakie go raptem ogarnęło.
— W sobotę urządzamy w naszej loży wielkie zebranie — mówił z powagą Mr. Smith, biorąc go za guzik. — Mrs. Bławatskaja będzie składała relację o swojej podróży do Tybetu i stosunkach z Dalaj Lamą! Niesłychane wprost rzeczy! Przywiozła ze sobą jednego z tybetańskich braci, potężne medjum. Po relacji, w ściślejszem gronie odbędzie się seans, zobaczy pan prawdziwe cuda! Sama Bławatskaja pragnie pana poznać i prosi o przyjście na zebranie! Będą sami tylko inicjowani! Odmówiliśmy nawet Steck’owi, ale bardzo nam zależy, aby pan przyszedł, zobaczył i przekonał się o prawdzie naszej nauki...
— Będzie Mr. Joe?
— Niestety, Mr. Joe opuścił koło braci, zdradził nas dla miss Daisy i Tamtego. — Obejrzał się trwożnie, strzepując palcami.
— Wiem, że był dla niej bardzo niechętnie usposobiony!
Mr. Smith zaszeptał mu tajemniczo do samego ucha: