Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.

— A teraz jest jej zaprzedanym niewolnikiem. Zapewniali nas, że już wstąpił do Palladyńskiej loży, w której ona ma być podobno „mistrzynią doskonałego trójkąta”. Ja zaś wiem z pewnością, że ona tam jest „Barankiem Białej Mszy!” Straszne, co?
— Być może, ale dla tych, którzy rozumieją, co to znaczy...
— Poświęcona samemu... Oblubienica Tamtego...
— Musi mi pan kiedyś objaśnić tę całą nomenklaturę tajemniczą.
— Gotów jestem choćby zaraz, aby pan zrozumiał całą okropność miss Daisy i całe niebezpieczeństwo, w jakiem się znajduje Mr. Joe.
— W tej chwili nie mam czasu, lecz poproszę pana o to w sobotę po zebraniu! — uścisnął mu rękę i śpiesznie poszedł do mieszkania. Ale opowiadanie Mr. Smitha i jego trwożne szepty, i ten nastrój, jaki panował w Reading Room’ie, poruszył w nim jakieś zapomniane pokłady pamięci, nie mógł sobie tylko przypomnieć nic wyraźnego, gdyż postrzępione zarysy jakichś scen, osób, dźwięków i barw przepływały przez mózg z chyżością błyskawic.
— Loża Palladyńska! Baranek! Biała Msza! Bafomet! Co to wszystko znaczy naprawdę?
Chciał się otrząsnąć z niepokojącego koszmaru.
— Pamiętasz? — zdało mu się, że ktoś mu szepnął do ucha, aż rozglądał się podejrzliwie po