z nim w Bartelet Court, traktował go jakby dopiero co poznanego człowieka. Czuł się tak trzeźwym, że spostrzegał tylko samą powierzchnię życia i jego najgrubsze zarysy, jakby stracił zdolność głębszego pojmowania i odczuwania świata i ludzi. Nie obchodziło go nic prócz spraw najbardziej osobistych, drwił poza tem przy każdej sposobności ze wszelkich idealniejszych porywów. Było to jakieś niewytłumaczone stępienie wrażliwości, jakby zanik subtelniejszych uczuć i wyobrażeń. Ta dziwna przemiana zaznaczała się w nim tak jaskrawo, że spostrzeżono ją nawet w Bartelet Court.
Któregoś bowiem dnia po śniadaniu Miss Dolly wytoczyła na stół kwestję upadku etyki w masach ludowych, a przy tej sposobności rzuciła się namiętnie na mężczyzn za ich rozpustę i egoizm!
Mr. Bartelet podbudzał ją z rozmysłem, bawiąc się przytem wybornie.
Rozmowa stawała się coraz żywsza, gdyż i milczący zazwyczaj Joe jął dowodzić, dosyć zresztą ostrożnie ze względu na ojca, że źródła moralnego upadku leżą w kapitalistycznym ustroju, w zgniliźnie warstw panujących i w ogólnem zmaterjalizowaniu ludzkości. A wkońcu napadł na chrześcijaństwo, jako na szerzyciela błędów i kłamstwa społecznego, przeciwstawiając mu czystą naukę Chrystusa, zawartą w ewangeljach. Miss Ellen zawtórowała żarliwie i, przytaczając różne teksty święte, wołała rozogniona i nieulękła, że tylko ewangelja może zbawić świat.
Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.