Zenon cały czas rozmawiał z Betsy o swojej rodzinie, którą obiecywał przywieźć do nich w najbliższą sobotę na herbatę, ale podrażniony dowodzeniami Joe’go i płaczliwym głosem Miss Ellen, odezwał się apodyktycznie:
— Nie ewangelja rządzi ludzkością, ale tylko kij, przemoc i strach! Kodeks, grożący więzieniem lub szubienicą, ma więcej moralnego wpływu na stado ludzkie, niźli wszystkie religje razem. I nie Mesjasza-Zbawcy potrzebuje i czeka dzisiejsza ludzkość, ale tylko Pana, który potrafi być dla niej nieubłaganym władcą i katem zarazem.
Zdumieli się jego nielitościwym poglądom i zimnemu sarkazmowi, z jakim przemawiał, że rozmowa wnet się przerwała. Wszyscy się czuli dotknięci i zakłopotani, nie pojmując, co mu się stało. A Betsy była wprost rozżalona na niego, lecz przy pożegnaniu ścisnęła mu rękę goręcej niż zwykle.
— Więc w sobotę czekamy na państwa.
— Przywiozę ich z pewnością. Musi pani ich pokochać!
Dziewczyna po krótkiem wahaniu spytała nieśmiało:
— Czy pani Ada jest bardzo piękna?
— Bardzo! Ale znam pewną małą miss, stokroć piękniejszą, milszą i kochańszą! Stokroć! — szeptał, całując ją po rękach. Wyrwała się rozpromieniona i szczęśliwa, zapomniawszy wszelakich przykrości.
Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/244
Ta strona została uwierzytelniona.