Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/249

Ta strona została uwierzytelniona.

rzeczy w tem przytępieniu wszystkich władz, w jakiem się znajdował od pewnego czasu.
— Jestem pewien, że polubisz Betsy — odezwał się po chwili.
— Bardzo tego pragnę.
Nie zastanowił go nawet jej głos dziwnie oschły.
— A musisz mi szczerze powiedzieć, jak ci się wyda!
Obiecała solennie, zwracając rozmowę na inne przedmioty.
I na tem się skończyło, i ni tego dnia, ni następnych już więcej nie poruszali tej kwestji, zajęci jedynie planami wielkiego misterjum o Chrystusie, jakie zamierzał napisać. A tak był porwany tą ideą, że na wszystko, co się działo dokoła, spoglądał, jakby na kinematograficzne, bezsensowe majaczenia.
— Wiesz, czuję się jakby brzemienny! — powiedział któregoś dnia do Ady na przywitanie. — Ze dwieście osób mam w sobie, które proszą się na świat! Nie masz pojęcia, jak mi czasami straszno w tej ciżbie! Dzisiaj nad ranem obiegli mnie chłopi... Chcą iść na Rzym...
Ada, rozumiejąc ten język, spytała rozciekawiona:
— I puścisz ich?
— Muszę! Niech zdruzgoczą tę podłą dzisiejszość! On ich poprowadzi zdobywać świat i utrwalać swoje królestwo niebieskie! Decydująca