Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

i ludów. Biedny marzyciel, święta wizja serc, tęskniących do nieśmiertelności! I prawdę rzekł uczniom swoim: „Królestwo moje nie z tego świata“. — Zaiste, nie było ani jednej chwili, w którejby panował na ziemi. Wyznawały go usta i kościoły, a serca człowiecze zapierały się go w każdej chwili żywota! Chwałę jego głosiły kościoły, a on już leżał martwy, zabit zdradą i zaprzaństwem! Nie jego to wina, to Paweł z Tarsu, chciwy panowania żydowin, zbezcześcił jego marzenia i ze snu o szczęśliwości człowieczej uczynił zimny, racjonalistyczny system państwowy! W plugawych jego rękach mistyczny kwiat marzenia przerodził się w berła i pastorały, któremi zapędził trzodę ludzką do lochów bez wyjścia. Opętał ją strachem i zapanował nad nią przemocą. Chrześcijaństwo zatriumfowało, ale Chrystusa nigdy w niem nie było, nigdy!
— Straszne jest życie! — szepnęła, przejęta łzawem wzruszeniem.
— Tylko ludzie są straszni! Życie jest jedynem dobrem, a myśmy sami zrobili z niego kaźń dla niego i ohydę! I w tem leży wieczna tragedja!
Rozeszli się smutni, lecz jeszcze silniej związani wspólnotą odczuwań. Ale w sobotę, gdy wracali z Bartelet Court, Zenon zapytał:
— Pamięta pani obietnicę?
Spojrzała pytająco, nie mogąc sobie przypomnieć.