— Obiecała mi pani powiedzieć, jakie wrażenie zrobiła miss Betsy!
— Czarująca panna! — zawołała bez wahania, lecz z takim akcentem, że Henryk poruszył się niespokojnie.
— Była dzisiaj szczególnie usposobiona! — tłumaczył, przypominając sobie jej nieśmiałość i jakieś trwożne zaciekawienie, z jakiem wciąż przyglądała się Adzie i jemu.
— Oryginalny dom, jakby żywcem wyjęci z angielskiego romansu.
— A zwłaszcza ciotki! Miss Ellen dała mi całą pakę broszur...
— O przeznaczeniu kobiety! Umiem napamięć te staropanieńskie brednie! Ona należy do etycznej sekty ewangelistek.
— Mnie zaś opowiadał Mr. Joe takie nadzwyczajności ze swoich wypraw do Birmy, że wydały mi się nieco fantastyczne...
— Z pewnością nie fantazjował! Cały ten dom to wysoka klasa ludzi pod każdym względem.
— Ale przyjęli nas bardzo po angielsku! Można było dostać kataru w tej wyniosło-chłodnej atmosferze...
— Wolisz nasze zwyczaje, gdzie to na wstępie buzi z dubeltówki, przy kolacji kochajmy się, nad ranem już bruderschaft, a na drugi dzień jeden drugiego bardzo starannie nie poznaje.
Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.