— Miss Daisy!
Już nic nie odrzekł, bo mu się zdało naraz, że go ogarnęła ciężka, niezwalczona senność. Powrócił na pierwsze piętro i machinalnie odnalazł swoje mieszkanie, długo krążył po niem, roztrącając się o sprzęty i meble; długo błądził poomacku, nie wiedząc, co począć, co się z nim stało, gdzie jest!
Padł na jakieś krzesło i pozostał nieruchomy, zesztywniały z przerażenia, oto znowu ujrzał je obiedwie razem... tamtą, śpiącą na sofie, i tę, schodzącą po schodach...
Jakimś ostatnim odruchem świadomości rozniecił światło i zadzwonił.
Weszła pokojówka.
— Czy miss Daisy już powróciła? — zapytał po długiem milczeniu, przytomniejąc zupełnie.
— Miss dopiero przed chwilą wyjechała.
— Ale czy dawno wróciła przed wyjazdem?
— Nie wychodziła nigdzie, położyła się o zmroku i spała, obudziłam ją niedawno sama.
— Spała i nie wychodziła nigdzie... nigdzie?...
— Tak, z pewnością...
— Była na drugiem piętrze u Mr. Joe.
— Nie, zapewniam pana, że nie wychodziła.
— Nieprawda! — krzyknął w nagłej pasji.
— Ależ z pewnością... z pewnością... — szeptała zdumiona, cofając się przed jego błędnym wzrokiem i twarzą zmienioną.
— Muszę być chory i najwidoczniej mam gorączkę — powiedział głośno, oglądając się podejrzli-
Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.