Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

wie po mieszkaniu — nie było jednak nikogo, służąca uciekła, wszystkie drzwi stały otwarte.
We wszystkich pokojach płonęły jasno światła, stały meble w surowych, ciężkich zarysach, błyszczały zwierciadła, jak oczy promieniste i puste, kwiaty w wazonach barwiły się cicho, ciężkie portjery przysłaniały okna, a ze ścian ciemnych wyzierało kilka posępnych portretów.
Wszystko to znał, poznawał, pamiętał, czuł, że jest u siebie, w swojem mieszkaniu, a jednak... jednak... poprzez te sprzęty i ściany, zwierciadła i kwiaty wyzierały jakieś zarysy przypomnień; kontury mgliste jakichś innych rzeczy, rzeczy zgoła nieprzypomnianych, a istniejących gdzieś... rzeczy zmartwychwstających wiotkim cieniem i zjawą nieuchwytną...
— Nic nie rozumiem... nic!
Wołał, chwytając się za głowę.