Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

to, co zaledwie się prześlizgnęło przez mózg i tylko majakiem padło nieświadomym, jawiło się teraz w nim, jakby zwolna po raz drugi przeżywane. Rodzaj jasnowidzenia owładnął nim z taką siłą, że pamiętał z nieubłaganą dokładnością prawie każdą chwilę. Przyglądał się jakby nieskończonej wstędze kinematografu.
— Widzę, pamiętam i tak samo nic nie rozumiem! — pomyślał, chwiejąc się, niby liść na rozhukanych falach. — Przecież ja widzę tylko fakty, powierzchnie jakichś przypadkowych realizacyj, czegoś niewiadomego ślepiące majaki! Ale co jest tam w głębi? Kto jest reżyserem tych kukieł człowieczych? I kim jest właściwie Daisy? Jakąż rolę gram w tem wszystkiem? — szarpał się w nierozerwanych sieciach tajemnicy, które go wlokły przez głębię męki, udręczeń i daremnych pytań.
— Wie pan! — zwrócił się po jakimś czasie do Mr. Smith’a. — Nawetbym się już nie zdziwił, gdyby naraz te drzewa za oknami przemówiły, a ci średniowieczni rycerze z obrazów zasiedli między nami...
Mr. Smith odrzekł uroczystym tonem kaznodziei:
— Wszystko leży w granicach możliwości! Z nas bowiem bierze początek wszelka rzeczywistość! Myśl jest również realizacją, która trwa nawet poza nami. Jesteśmy marzeniem Boga, świat zaś jest naszem marzeniem. Niema dualizmu, jest tylko doskonała jedność, wiecznie falująca między