Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/297

Ta strona została uwierzytelniona.

— Uciekać jak najprędzej i jak najdalej! — prosiła go radosna i wyzwoleńcza myśl. Poczuł się znowu silny, bezwzględny i już na wszystko zdeterminowany.
Powrócił śpiesznie do mieszkania, dowiadując się zaraz na wstępie, że zgóry przysyłały po niego jakieś panie.
Poszedł tam dosyć niechętnie, przewidując nowe i przykre powikłania.
Joe jeszcze się nie przebudził, ale Malajczyk zaszeptał zapewniająco:
— Już zupełnie zimny, tak zawsze bywa przed obudzeniem. I fosforescencja znikła! Lada chwila oprzytomnieje.
W żółtym pokoju rozmawiała Miss Dolly z ich domowym lekarzem.
— A czy nie mówiłam, że to musi się źle skończyć! — zawołała na powitanie.
— Ale to go nie uleczy! — odparł niecierpliwie, zazierając do sąsiedniego pokoju.
— Mr. Smith poszedł pana szukać u jakiejś Miss... nie pamiętam nazwiska.
Zirytował go ten docinek, ale dość uprzejmie pytał o Betsy.
— Siedzi przy nim. Uparła się i nie opuszcza go ani na chwilę.
Jakoż znalazł ją w mrocznym pokoju, przysłoniętym kadzielnemi dymami, siedziała spłakana, nieprzytomnie wpatrując się w brata, który stał tak