Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ II.

— Straszny dzień! — zawołał Zenon, wstrząsając się z zimna.
— Okropny, obrzydliwy, wstrętny dzień! — powtarzała z wesołą przekornością śliczna, jasnowłosa dziewczyna, wychodząc z nim z pod kolosalnych kolumn portyku św. Pawła, na szerokie, mokre i oślizgłe schody.
— Po trzykroć obrzydliwy dzień, zimno, mokro i mglisto. Już prawie zapomniałem, jak świeci słońce, i jak grzeje.
— Przesada i egzaltacja! jak mówi ciotka Ellen.
— Więc pani widziała słońce w tym roku w Londynie?
— Ależ dopiero luty.
— Czy pani wogóle i kiedykolwiek widziała słońce w Anglji?
— O Mr. Zen, by ciotka Dolly nie rzekła: strzeż się Betsy, bo ten człowiek czci słońce, jak gwebr, poganinem być musi — groziła mu ze śmiechem, naśladując komiczny głos ciotki.