Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

byłyby przeciwko panu! — wykrzyknęła wesoło, tuląc się do jego ramienia.
— Broniłaby mnie pani, co?
— Nie, nie, bo i ja jestem winna, i mnie to nudzi...
— To czemu pani ulega niemiłemu sobie i przykremu przymusowi?
— Bo się ogromnie boję ciotek. Ile razy chciałam się buntować przeciw nim, to jak tylko ciotka Dolly spojrzy na mnie z pod okularów, a ciotka Ellen powie: Betsy! — już po mnie, już ani słowa powiedzieć nie umiem, tylko płakać mi się chce i tak mi przykro, tak przykro...
— Miss Betsy jeszcze wielki dzieciak.
— Ale kiedyś dorosnę, nieprawdaż? — pytała słodko — za rok to już z pewnością będę dorosła — dodała z uśmieszkiem, kryjąc twarz zarumienioną w mufkę, za rok bowiem miał być ich ślub.
— O tak! tak! — podchwycił wesoło, zaglądając jej w oczy. — Tak, za rok Betsy dorośnie, za dziesięć będzie już damą, za dwadzieścia poważną matroną, a za czterdzieści miss Betsy będzie jak miss Dolly starą, siwą, przygiętą, czytającą biblję i niecierpiącą młodych, śmiechów, zabawy, nudną, pachnącą kamforą Mrs. Betsy!
— Nie, nie! nigdy taką nie będę, nigdy! — protestowała żałośnie, przerażona prawie tą możliwością, o jakiej nigdy jeszcze nie myślała.
I on posmutniał również, bo, rysując tak daleki, żartobliwy obraz, drgnął nagle, cofnął się jak-