Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niedołęga! — szepnęła, uderzając w starego piorunowemi oczami.
— Co? jak?... — ledwie wykrztusił z nagłej pasji Mr. Bartelet.
Miss Dolly nie raczyła odpowiedzieć, ni nawet spojrzeć na niego.
— Betsy, powiedz ciotce, że, jeśli to do mnie...
— Betsy, powiedz ojcu, że na taki ton gminny i posądzenia nie odpowiadam...
— Betsy, powiedz jej, że żadnych uwag nie przyjmuję i nie znoszę...
— Betsy, powiedz mu, że jest tyranem, że pastwi się nad nieszczęśliwą, że...
Skrzyżowały się ostre, gniewne słowa, przestali oboje jeść, a złowrogie oczy uderzały w siebie przez stół nieubłaganemi ostrzami, naraz zamgliły się oczy miss Dolly, i łzy jak groch posypały się na jej pulchną, wypudrowaną twarz, żłobiąc ją w żółtawe brózdy.
— Dick, podaj miss czystą chusteczkę, lustro, puder i baraniny, bo tamta leci oto w tej chwili wraz z talerzem na ziemię! — zawołał, zacierając ręce, bo miss Dolly tak gwałtownie porwała się od stołu, że całe nakrycie poleciało na ziemię, ale gniew go opuścił, zabrał się do jedzenia, złośliwie spoglądając za wychodzącą z pokoju.
Ta krótka burza zupełnie jednak oczyściła powietrze, odetchnęli swobodniej, nawet miss Ellen, struchlała zwykle i niema przy siostrze, odzyskała głos, a Zenon, przezornie trzymający się na uboczu,