— Więc za darmo pokazuje te jakieś cuda spirytystyczne?
— Ależ nie pokazuje żadnych cudów i spirytystą zupełnie nie jest.
— Więc pocóż pielgrzymują do niego te tłumy, o jakich piszą codziennie?
— Bo próżniaczej gawiedzi nigdy i nigdzie nie brak, a w szczególności gawiedzi pseudouczonej, głodnej sensacji, węszącej żer eksperymentowania, napastliwej, takiej, której się zdaje, że świat stworzony jest poto, aby oni mogli pisać o nim wymyślne, zawiłe a puste brednie. Przyjmuje niektórych czasami, a nawet nieraz chętnie z nimi mówi, często dysputuje, ale najczęściej tylko bada i słucha...
— Więc to jakiś nielada uczony być musi?
— Więcej niźli uczony, bo mędrzec.
— No i często rzuca gromy potępienia na nas i na kulturę naszą — wtrącił się do rozmowy Zenon.
— Jak, jak? Potępia naszą kulturę? — pytał w najwyższem zdumieniu, nie śmiąc wierzyć własnym uszom.
— Niestety, potępia stanowczo i, co gorzej, że musimy przyznawać rację...
— Ma rację!... nie drażnij mnie, chłopcze. Ciekawe, ciekawe... Musicie mi opowiedzieć o nim, bo widzę, że pisma fałszywie informują.
— Naturalnie, na stu reporterów zaledwie może jeden widział go i mówił z nim. A wszyscy
Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.