Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

A dla innych potrzeba stworzyć nowy teatr, teatr-świątynię, poświęconą pięknu. Były niegdyś, w dawnych czasach, u ludów pierwotnych, święta wiosny i płodnej jesieni, na które zbierano się społem, by je spędzić weselnie; należałoby wskrzesić takie święta... Wyobrażam sobie jakiś bór prawieczny, lub puste, dzikie brzegi morza, zdala od wszelkiej powszedniości, zdala od ciżby i zgiełkliwej farsy życia, i tam, wprost pod niebem, w wiośnianem powietrzu, w zielonych, rozśpiewanych głębiach lasów, na tle odradzającej się przyrody, albo w jesieni dni, przesnute pajęczyną, zadumane, blade i święte, jak hostje, roztęsknione, w żalne dni opadu rdzawych liści, nad brzegami szafirowego morza, przepasanego tęczą złotego wschodu i krwawego zachodu, tam, na ubitym toku rodnej, świętej ziemi, świątynia sztuk wszystkich, apollinowy ołtarz uniesień, hymn niebosiężny barw i marzenia, dźwięków i kształtów, modlitw i wizyj, hymn upojenia pięknem nieśmiertelnem, oczyszczający duszę z grzechów zła i brzydoty. Nowy Eleusis dla spragnionych wzruszeń i kontemplacji, nowa, odradzająca się ludzkość, Jeruzalem! Oto moje marzenia!
— Cudowne, nadzwyczajne, ale niemożebne, by się dały urzeczywistnić! — wołała entuzjastycznie miss Dolly.
— Wszystko jest możebne dla tych, którzy chcą! — szepnął Joe.
— Boże, jakie to piękne i dziwne! dziwne! — myślała Betsy, nie śmiejąc głosem płoszyć tej wi-