— Było takim samym rzeczywistym faktem, jak i twoje spotkanie się z nią, i ty ją widziałeś, i pomiędzy nami była.
— Więc się rozdwoiła na dwie bliźniaczo podobne tożsamości? Nie żartuj ze mnie, nie przekonywaj nawet, bo toby przeczyło wszystkiemu, co wiemy, i bluźniło przeciw rozumowi — wołał rozdrażniony.
— Czemu przeczy? Naszej wiedzy i rozumowi? A cóż wiemy? Nic. Utonęliśmy w głupich, nic nie tłumaczących faktach, których się trzymamy, jak poręczy nad przepaściami, nie śmiejąc poruszyć się z miejsca, ba, pomyśleć nawet, że można się rzucić w otchłań i nie zginąć... nie przepaść... a właśnie tam znaleźć tę jedyną prawdę, duszę własną!
— Nie mów, bo nie mogę dzisiaj z tobą dysputować, tak jestem dziwnie znużony i wyczerpany, że padłbym jak kamień przez egzotyczne mgławice twoich hipotez. Jestem tylko człowiekiem, jedynie ufającym rzeczywistości, dostępnej dla moich zmysłów.
— Jest jedna tylko rzeczywistość: Dusza; wszystko poza tem to tylko cień, jaki od niej pada w nieskończoność, majaki i złudzenia.
— Echa nauk Mahatmy Guru! — szepnął niechętnie.
— Wszak uczniem jego i czcicielem jestem...
— Boże, że to nigdy człowiek się nie obejdzie bez przewodników...
Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/96
Ta strona została uwierzytelniona.