— To nie wiecie, co w Hrubieszowie powiedział chłopom wasz biskup?
— Coś mi tam mówili, ale nie pamiętam co.
— Przyszli się upominać o grunta, obiecane przy podpisaniu, to im rzekł: „Ziemia nie guma, to jej dla was nie rozciągnę“.
— I naprawdę tak powiedział? — pytał ściszonym, trwożnym głosem.
— Słyszało więcej, niż sto ludzi. I powiedział prawdę. Cudzego przecie nie weźmie, nie dadzą, a wam nie odda!
Dosyć długo mu o tem wykładał, aż chłop sposępniał, twarz mu się poredliła brózdami troski, oczy przygasły, i wkońcu skinął mi głową, wyskoczył na ziemię i powlókł się na samym końcu kompanji, srodze zadumany.
Wyminęliśmy kompanję tak wolno, że miałem czas ją przeliczyć: wszystkiego szło trzydzieści osiem osób.
— Jakoś niewiele ciągnie na prażnik — zauważyłem.
— Bo teraz już nie płacą za „bohomolje“ po prażnikach i cudownych miejscach, to się ludziom niesporo wybierać na własny koszt! — zaśmiał się Iwan, popędzając konie. Ale, dojrzawszy moje niedowierzanie, dodał cynicznie:
— Sam dawniej brałem strawne za takie spacery. Wychodziłem się nie mało! Byłem z „bohomolcami“ w Poczajowie i w Ławrze kijowskiej, i w Leśnej, i w Radecznicy, wszędzie, gdzie mi kazali.
Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.
— 187 —