Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/212

Ta strona została uwierzytelniona.
— 212 —

wodnikach zalecone. Wszystkie wykrzykniki zachwytów i superlatywy katalogów nie stają pomiędzy mną i przyrodą lub dziełem sztuki. Idzie się i patrzy: tam na wysmukły kontur arkady jakiejś napół zwalonej, na architekturę pałacu, podobnego do twierdzy obronnej, na szczególny połysk marmurów w słońcu, na twarz charakterystyczną, na szczegół życia codziennego; spotyka się ogród jakiś, dyszący zielenią i wiosną, a niespodziewanie wyłaniający się z obramowania zrudziałych zaułków: kawał placu białego, strugi mieniącej się w słońcu wody, kościół, pełen rzeźb i malowideł przepięknych, jakiś kawał murów, dyszących średniowiecznością — i oczy mają dosyć, zatrzymują się z przyjemnem zdziwieniem i wchłaniają, malując w głębi jakieś tło, na którem później wytworzy się pewna całość wrażeń.


∗                    ∗

Słońce tak raziło, że z przyjemnością szedłem pod cień arkad, biegnących z obu stron wszystkich prawie ulic. Imponujące wrażenie wywiera ten, zda się, nieskończony szereg tęgich pilastrów kolońskich, poprzeplatanych gdzie niegdzie, niby trzcinami, wysmukłemi kolumienkami werońskiemi.
Wszędzie pełno śladów Wenecji, od której ta Padova la dotta (Padwa uczona, jak ją zwano dawniej) długo zależała zupełnie. Można jeszcze znaleźć lwy weneckie, poprzyczepiane do ścian, tak, jak pełno jest tego czysto weneckiego stylu w niejednej arkadzie, w oknach, w balkonach, wiszących nad ulicami i peł-