żył — to uświadamianie zabardzo przepaja smutkiem, lepiej się poddać łagodnej fali wspomnień nieokreślonych, która płynie od tych ruin i od krajobrazu, i snuć z tych strzępów marzenia bez form i bez fizjognomji.
W połowie drogi pomiędzy bramą ś-go Sebastjana, którą się wchodzi na Via Appia, a katakumbami, wpośród winnic i ogrodów wznosi się skromna, zniszczona przez czas i opylona appijskim kurzem kapliczka romańska, zbudowana podobno w IV-ym wieku, pod wezwaniem: „Domine, quo vadis?“.
Jakaś kobieta w łachmanach otworzyła mi wielkie, nabijane gęsto gwoździami drzwi, zaledwie trzymające się na zawiasach, za nią przywlókł się stary żebrak z powykręcanemi nogami, bez oka i bez połowy twarzy, i głosem przedziwnie słodkim, z gestykulacją poważną zaczął ciceronować. Kapliczka wewnątrz bardzo uboga. Środkowy ołtarz i dwa boczne, skromniutkie, za całą ozdobę mają tylko mozaiki, pokryte grubą warstwą kurzu. W środku kapliczki stoi słup, otoczony barjerą, do którego miał być przywiązany Ś-ty Piotr, i gipsowa postać Świętego i kamień, na którym ma być ślad jego stopy.
Przy drzwiach stoi kramik, pełen lampek rzymskich, kawałków bronzów, tabliczek z napisami grobowemi i t. p. Cicerone stara się gwałtownie przekonać o autentyczności tych przedmiotów. Do kapliczki przywiązana jest legenda, którą, pomimo, że może być znaną moim czytelnikom, powtórzę tak, jak ją słyszałem opowiadaną przez jednego z księży rzymskich.
Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.
— 243 —