Strona:Władysław St. Reymont - Z ziemi polskiej i włoskiej.djvu/253

Ta strona została uwierzytelniona.
— 253 —

rzyć sezam starożytnego świata, poszedłem pod wzgórze, obrośnięte akacjami, białą drogą, przecinającą trawniki, pełne róż czerwonych i kląbów okwitających tulipanów.
Przez długą bramę, rodzaj tunelu ciemnego, wyłożonego płytami kamieni wyjeżdżonych, porozbijanych rydwanami, wchodzimy w ulice Pompei.
Cóż dzisiaj nowego można powiedzieć o Pompei?
To, co od stu lat przeszło, a zwłaszcza od roku 1825-go, wydobyto z pod olbrzymich zasp skamieniałej lawy, daje dokładne pojęcie o życiu i obyczajach starożytnego miasta rzymskiego i to wszystko znanem jest ogólnie. Najlepsze wykopaliska, całe masy najrozmaitszych sprzętów i przedmiotów złożono w muzeum narodowem w Neapolu; są tam chleby, które przeleżały w piecach 1800 lat, oliwa w gąsiorach, łoża z bronzu przepysznie ozdabiane, bibljoteka cała papyrusów zwęglonych, kawały ścian, pokrytych malowidłami, rzeźby, mozaiki, naczynia kuchenne, biżuterje i tysiączne przedmioty urządzeń domowych biednych i bogatych Pompejańczyków, często wysokiej artystycznej wartości.
To, co pozostało w Pompei, jest tylko szkieletem pierwotnego miasta; jednym wielkim grobowcem, który się wyłonił z pod czterometrowej warstwy żużli i popiołu i który ludzie obdarli z ozdób.
Już przechodząc bramę, czujemy, iż wchodzimy na scenę skamieniałego przed osiemnastu wiekami dramatu — i dreszcz grozy zaczyna przenikać zimnem, pomimo, że słońce świeci jasno, że dzień jest cudow-