ciła tę świętą ciszę wrzawą skrzeczącą i zgiełkiem, a mnie się tłoczyły w mózgu czytane niegdyś słowa:
I słyszę szum, i słyszę jęk,
Drgające słyszę głosy;
I w sercu mam złowieszczy lęk,
A oczy pełne rosy.
Kompanja odpoczywała zaraz za lasem; poszliśmy już razem do Studzianny.
Stanęliśmy tam na ósmą rano.
Wyszedł po nas ksiądz z muzyką, chorągwiami, feretronami i po przemowie wprowadzili nas do kościoła.
Wioska i kościół poklasztorny, po zgromadzeniu ks. filipinów w zepsutym stylu Odrodzenia. Ołtarze barokowe. Kościół o trzech nawach z wybladłemi freskami na sklepieniu, widny i duży. W zakrystji, dosyć ciemnej, wiszą rzędami portrety książąt Kościoła i rycerstwa.
Szczególnie dwa portrety rzucają się w oczy; jeden jakiegoś purpurata, a drugi rycerza w pełnej zbroi i rysim płaszczu.
Zabudowania poklasztorne ogromne i nieźle utrzymane, a poza niemi ogrody, obwiedzione murem wysokim.
Oglądam znowu kościół i widzę, że jest z XVII stulecia, ale w XVIII-ym był z pewnością przyprowadzo-