— I pieszo i boso, a zawsze, mój bracie, co szlachcic, to szlachcic. U mnie, bracie, i obejście i delikatność, i honor swój jest, a ty, bracie, gliniany, gruby człowiek jesteś.
— A bracia cienkie ludzie jesteśta i delikatne, bo przypowiastka powiada:
„Torba kaszy, torba mąki i torba słoniny —
Ma Podlasiak na rok cały leguminy“.
Szlachcic się żachnął, ale ciągnął słodko:
— Żeby ty, bracie, nie był ordynarny człowiek, toby tego nie mówił, co głupie powiedziały, ale znać, co kiedyśmy władali, to wy jeszcze chodzili na bałyku i baty brali, mój bracie.
— A jest taka druga przypowiastka:
Szlachta zagonowa: jeden kradnie, drugi chowa.
— Ot cham jesteś, czysty cham, mój bracie!..
I odszedł, nie tracąc spokoju.
Masy okolicznych chłopów, w niezmiernie barwnych strojach kręciły się pomiędzy naszymi braćmi. Kobiety całe na czerwono, a chłopi w białych kapotach samodziałowych, czerwonych spodniach i spencerkach, w kapeluszach niby garnczki do mleka, przewrócone dnem do góry i obwiedzione galonem podwójnym lub aksamitką.
Kiedy tak się przypatruję tym ludziom, przystępuje do mnie jakiś młody, może 18-letni chłopak, w bluzce, słomianym kapeluszu i perskich pantoflach na nogach i pyta: