tylko towarzyszył Jackowi w jego podróży, ale razem z nim w Paryżu pozostał. Może jednak nie tyle chodziło mu tutaj o samo tylko zasadnicze zachowanie owej „bojaźni Pańskiej“ w sercu bratanka, czyli uchronienie Jacka przed niebezpieczeństwem grzechu, ile raczej o jej pomnożenie. Jacek bowiem, liczący natedy lat trzydzieści kilka, wewnętrznie należycie wyrobiony i zbrojny w sakramentalną łaskę stanu Chrystusowego kapłaństwa, dawał chyba dostateczne upewnienia, że z drogi cnoty lekkomyślnie nie zejdzie. Ks. Iwonowi chodziło przeto o coś więcej.
Jeszcze przed laty, czasu pierwszego pobytu w Paryżu, nawiązał ks. Iwo serdeczne stosunki z tamecznymi Norbertanami z opactwa świętego Wiktora. Bawiąc w tem mieście poraz wtóry, odnowił dawne nawiązki i tak bardzo do bogobojnych mnichów przylgnął, że postanowił wstąpić do ich zakonu, do czego nawet zobowiązał się przysięgą, jak o tem pisał papież Honorjusz III. A chociaż dalszy przebieg wypadków, a następnie rychła śmierć, przeszkodziła dokonania tego postanowienia w zupełności, to jednakowoż spełnił je częściowo, bo do końca życia nosił pod płaszczem norbertańską sukienkę, jako znak zakonnej przynależności.
Strona:Władysław Staich - Św. Jacek.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.