Wisłę, skutkiem śniegowych roztopów, tak bardzo wezbraną, że żaden z najśmielszych przewoźników nie ważył się puszczać na jej burzliwe nurty. Widząc drogę do miasta zagrodzoną, pada św. Jacek na kolana i po chwilowej modlitwie, jak opowiadali sobie później Wyszogrodzianie, ruszył naprzód i stąpając po falach rzeki, jak ongiś Pan Jezus stąpał po falach morza, doszedł szczęśliwie do drugiego brzegu. Wiadomo jednak, że za Panem Jezusem poszedł także św. Piotr, który atoli zaczął tonąć, albowiem nie miał dostatecznej wiary. Towarzysze Jackowi, więcej jeszcze od Piotra wiarą słabsi, nie poszli za nim. Wówczas Jacek, powróciwszy do nich, rozpostarł na wodzie płaszcz i ująwszy za połę, która wydęła się jak żagiel, uczynił z niego „most Jezusa Chrystusa“, jak sam powiadał i na tym płaszczu, jakoby na łodzi przewiózł lękliwych towarzyszy na drugą stronę wezbranej Wisły.
Strona:Władysław Staich - Św. Jacek.djvu/45
Ta strona została uwierzytelniona.