Św. Jacek, przykładający wiele wagi do kijowskiej placówki, musiał czekać sposobnej chwili. Nie mitrężył jednak czasu na próżnem oczekiwaniu. Równocześnie bowiem gorliwie apostołował, zakładając nowe zgromadzenia w Przemyślu, Lwowie i Haliczu, które miały być tem, czem są dla idącego naprzód wojska zostawiane w tyle zbrojne załogi. Tymczasem nadeszła sposobna pora powrotu. Jacek ze swoją drużyną wkroczył znowu do Kijowa i na „Padole“ zatętniło nowe życie. Krótka jednak była radość braci i ludu. Oto bowiem pod koniec 1240 r. podeszły pod Kijów przednie straże Tatarów. Klasztor Dominikanów wystawiony był na pierwszy ogień.
Wedle starego podania św. Jacek, odprawiający właśnie natedy Najśw. Ofiarę, spokojnie dokończył nabożeństwa, a kiedy pierwsze natahy tatarskie zjawiły się u wrót kościelnych, ujął Najśw. Sakrament, aby go unieść w miejsce bezpieczne. Wówczas posłyszał z ołtarza głos: „Synu Jacku, a mnie zostawujesz?“ Wzruszony tą skargą, dobywającą się z posągu Najśw. Marji Panny, trzymając w jednej ręce eucharystycznego Jezusa, drugą ręką ujął postać Jego Matki i z obu świętościami szczęśliwie uszedł do Halicza.
Strona:Władysław Staich - Św. Jacek.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.