— Gospodyni Boryna nie ma, to wszystko leci kiej przez sito.
— A bo to Hanka nie gospodyni.
— La siebie... jakby na komornem u ojca siedzą, to juści patrzą, aby ino na swoją stronę coś niecoś urwać, a ojcowego niechta pies pilnuje.
— A Józka, że to jeszcze skrzat głupi, to i cóż poradzi.
— Hale, albo to Boryna nie mógłby grunt oddać Antkowi, co?
— A sam pójdzie do nich na wycug, co?... Starzyście, Wawrzku, a docna jeszcze głupi — zaczęła żywo Jagustynka. — Ho, ho, Boryna jeszcze krzepki, może się ożenić, a głupiby był, żeby dzieciom zapisywał.
— Hale, krzepki to juści że jest, ale już ma ze sześćdziesiąt roków.
— Nie bój się, Wawrzku, każda młódka pójdzie za niego, niechby tylko rzekł.
— Już dwie żony pochował.
— Niech se pochowa i trzecią. Panie Boże mu pomóż, a niech dzieciom póki żyw nie daje ni staja, ni liszki jednej, ni tyle, co trepem przydepnie. — Ścierwy, wyrychtowałyby go, kiej moje mnie. Dałyby mu wycug! że na wyrobekby chodził, z głoduby zdychał abo i na żebry po proszonem szedł. Oddaj ino co masz dzieciom — to ci oddadzą, rychtyk ci tego starczy na sznureczek, abo i na ten kamień do szyi...
— Ludzie, a to czas do domu, mroczeje.
— Czas, czas! słońce już zaszło.
Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/028
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —