Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —

— Zmówiona. Wczoraj Rochów Adam posyłał z wódką.
— Jest ci jeszcze Stachowa Weronka.
— Mamrot, latawiec i jedno biedro ma grubsze.
— A wdowa po Tomku, jakże to jej... całkiem jeszcze do żeniaczki...
— Troje dzieci, cztery morgi, dwa krowie ogony i stary kożuch po nieboszczyku.
— A Ulisia tego Wojtka, co to za kościołem siedzi?..
— I... to la kawalera... z przychowkiem, chłopak mógłby już być do pasionki, ale Maciejowi tego nie potrza, ma już pastucha swojego.
— Jestci jeszcze, jest tego nasienia pannowego, ale ino wybieram takie, coby pasowały la Macieja.
— A zabaczyłaś o jednej, coby była la nich w sam raz.
— Którna?..
— A Jagna Dominikowa?
— Prawda, całkiem o niej przepomniałam.
— Sielna dziewucha, a rosła, że bez płot nie przejdzie, bo żerdki pod nią pękają... a piękna, biała na gembie, a urodna kiej jałowica.
— Jagna — powtórzył Boryna słuchający w milczeniu wyliczania — a to powiedają o niej, że łasa na chłopaków.
— Ale, był to kto przy tem, to wie! Pleciuchy pletą byle pleść, a wszystko ino przez zazdrość — broniła mocno wójtowa.
— Ja też nie powiedam sam z siebie, ino tak