Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/080

Ta strona została uwierzytelniona.
— 70 —

— Służy ona u młynarza, a ten w kompanji z kowalem chodzi... miarkujcie!..
— Miarkuję, ino że nic rozeznać nie mogę! Napijwa się jeszcze!
— Bóg zapłać, pijcie przódzi, Macieju!
Napili się raz i drugi, zjedli drugi funt kiełbasy z pół bochenkiem chleba, stary kupił rządek bułek dla Józi i zabierali się do powrotu.
— Siadajcie Dominikowa ze mną, ckno samemu, pogwarzym...
— A dobrze, ino skoczę jeszcze do klasztoru zmówić pacierz.
Poszła, ale w dobre dwa pacierze już była zpowrotem, i zaraz pojechali.
Szymek wlókł się za nimi wolno, bo w jedną szkapę i piachy były srogie, ale rozebrało go nieco, że to nie był zwyczajny picia i oszołomiony sądem, to się ino kiwał sennie w półkoszkach i, raz wraz przecykając, zdzierał czapkę ze łba, żegnał się nabożnie i, wpatrzony nieprzytomnie w ogon szkapy, jakoby w dziedzicową twarz na sądzie, mamrotał: ...świnia matczyna, białna cała, a ino kiele ogona czarną łatę miała...
Słońce się już było przetaczało ku zachodowi, gdy wjechali w las.
Mało wiele pogadywali, choć siedzieli wpodle siebie na przedniem siedzeniu.
Czasem któreś zagadnęło jakiemś słowem, że to nieobycznie siedzieć jak te mruki, ale ino tyla tego było, żeby śpik nie morzył i język nie zasechł...