Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.
— 104 —

Jankiel przekonał go wkońcu, i porozumieli się co do strzelby, którą Żyd miał mu przywieźć z jarmarku, a na zgodę postawił esencji ze spirytusem...
Tylko owsa stanowczo Kuba przynosić nie obiecywał.
— Ociec Kubów złodziej nie był — to i syn jego złodziej nie jest.
— Idźcie już sobie, czas spać... a ja mam jeszcze pacierze odmawiać...
— Cie!.. spekulant jaki! Do złodziejstwa namawia a pacierze mówił będzie... — mruczał, idąc ku domowi, i jął sobie przypominać i kalkulować, bo nijak nie chciało mu się w głowie pomieścić, że całego rubla przepił... ale że jeszcze nie wytrzeźwiał i powietrze go rozebrało, to potaczał się ździebko a i raz wraz właził na płoty, to na budulec, leżący gdzie niegdzie przed chałupami, i klął...
— Żeby was juchy pokręciło!.. Łajdusy jedne... żeby tak drogę pozastawiać!.. nic jeno się pochlały zbereźniki... a dobrodziej na darmo wypomina...a dobrodziej... — tu się zastanowił długo i miarkował, aż i wreszcie chyciło się go rozeznanie i żałość taka, aż przystanął, oglądał się dookoła, pochylał, szukając czegoby twardego do ręki... ale zapomniał wnet i chwycił się za kudły i jął się prać po pysku kułakiem i wykrzykiwać:
— Pijanica jesteś i świnia zapowietrzona! Do dobrodzieja cię zawlekę, niech cię wypomni przed całym narodem, żeś pies i pijanica... żeś dwa po dwa półkwaterki... żeś całego rubla przepił... żeś jako to bydlę abo i gorszy!.. żeś...