Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.
— 123 —

A za nimi ciągnęły się rymarze z chomontami na kołkach i uprzężą rozwieszoną.
A potem powroźnicy, i ci, co sieci sprzedawali.
I ci, co z sitami po świecie jeździli.
I ci, co z kaszą po jarmarkach się wodzili.
A kołodzieje, a garbarze.
Gdzie znowu krawce i kożuszarze rozwiesili swoje towary, od których bił taki zapach, aże w nozdrzach wierciło; te miały odbyt niezgorszy, że to na zimę szło.
A potem całe rzędy stołów, nakrytych płóciennemi daszkami, a na nich zwoje kiełbas czerwonych i grubych kiej liny, wały żółtego sadła, boczki wędzone, połcie słoniny, szynki — spiętrzały się na kupach, a gdzie znów na hakach wisiały całe wieprzki wypaproszone i broczące jeszcze posoką, że trza było odganiać piesków, co się cisnęły.
A wpodle rzeźników, jako to braty rodzone, stali piekarze i na podesłanej grubo słomie, na wozach, na stołach, w koszach i gdzie się dało, leżały góry bochnów wielkich jak koła, placków żółtych, bułek, kukiełek...
Gdzie zaś i kto przeliczy i spamięta te wszystkie kramy i to, co w nich sprzedawali?..
Były z zabawkami i takie z piernikami, gdzie z ciasta lepione były zwierze różne, a serca, a żołnierze i cudaki takie, że i nie rozeznać bele komu; były takie, gdzie kalendarze, gdzie książki nabożne, gdzie historje o zbójach i srogich Magielonach przedawali i lementarze też; były i takie, gdzie piszczałki, organki i gliniane kuraski i jensze muzyckie rzeczy — w które juchy żółtki la zachęty grali, że taki jazgot się czynił,